Kolejny nudny poranek. Rozciągam się na łóżku. Znów sama, bez nikogo obok, a miało być jak w bajce, tak cudownie i słodko. Wyszło jak zawsze wielkie pstro. Poznałam go w szkole, szalenie pokochałam. Poczułam pierwszy raz zapach mężczyzny, jego smak i dotyk, a także to czym jest seks. Jak bardzo potrafi być namiętny ale również zwodzący, pełen upokorzenia i smutku oraz braku chęci do dalszej zabawy. Nie sądziłam, że jeden mężczyzna może sprawić, iż tak bardo się stoczę psychicznie. Od tego czasu minęły 2 lata a ja nadal nie mogę się pozbierać. Są lepsze i gorsze dni. W gorsze nie umiem ukrywać smutku i łez, czuje się samotna i niechciana, dokładnie tak jak dziś. Więc wróćmy do poranka. Zwlekam się z łózka i idę w stronę kuchni o ile jakimkolwiek chodem można to nazwać. Mam wrażenie, że bardziej człapię niż idę. Rozglądam się sennie, wstawiam czajnik i wsypuję łyżkę kawy do kubka, rozpuszczalnej nie lubię fusiaków. Siadam na stołku i lekko przysypiam. Z letargu wyrywa mnie gwizdek. Zalewam magiczny napój i dosypuję dwie łyżki cukru. Zaglądam do lodówki i stwierdzam, że nie mam mleka. Cholera jak pić poranną kawę bez mleka. No nic dosypuję jeszcze łyżeczkę cukru, może jak będzie słodsza to jakoś przeboleję brak mleka. Upijam pierwszy łyk, lekko się krzywię ale stwierdzam, że nie jest tak źle. Ciepło i zapach kawy powoli mnie budzą. Do kuchni wchodzi moja współlokatorka. Jak zawsze w rozczochranych włosach, w niebieskiej piżamie z misiem. Czasem zastanawiam się czy nie powiedzieć jej, że już wyrosła z takiego ubioru, ale jest tak rozkosznie słodka, że odpuszczam.
-Cześć - rzucam na przywitanie półprzytomnej dziewczynie. - Eeeee? - mówi do mnie zaspana, spoglądając spod rudych loków - A, cześć.
-Chyba długo wczoraj balowałaś skoro dzisiaj wyglądasz jakby coś cię rozjechało.
-Co? ... A tak troszkę, jakoś wyszło - niesamowicie plącze jej się język, ewidentnie jeszcze nieotrzeźwiała - Ja, chyba ... łóżko, tak dobry pomysł - zabełkotała nie do końca zrozumiale pod nosem i skierowała się do pokoju.
-Znów sama - mruknęłam do siebie. Dopiłam na szybko kawę i wróciłam do pokoju. Lubię mój pokój. Jest nie za duży, nie za mały, taki w sam raz. Fototapeta przedstawiająca kwitnącą wiśnię z Japonii, zobaczyłam kiedyś w sklepie internetowym i stwierdziłam "muszę to mieć", no i mam. O rany ile było z tym babrania, ale najważniejsze że jest i wygląda pięknie. Szafa z lustrem w którym stoję godzinami mówiąc raz za razem "w co się ubrać". Biurko z moim kochanym starym chrupkiem czyli komputerem który nie jedno już przeszedł ale działa i ma się bardzo dobrze. Regał z książkami, bo czymże byłby pokój bez książek, ich zapachu i wystroju, oraz moje łóżko. Cudne ogromniaste, moim zdaniem łoże z baldachimem, zaścielone błękitną pościelą. Teraz trochę rozgrzebaną, ale jak ma wyglądać łóżko zaraz po wstaniu z niego. Staję przed lustrem i jak co dzień rano patrzę w swoje odbicie. Jesteś grubą świnią, szepcze podświadomość. Mam ochotę płakać, ma racje cholera. Patrzę na tą sierotę w lustrze i zastanawiam się, czy jest ktoś kto mnie pokocha. 170 cm wzrostu, blond włosy sięgające łopatek, całkiem ładna twarz, zielone oczy, nos jak to nos normalny, nie zadarty, nie spiczasty, choć tak na czubku wygląda jak kuleczka. Usta mam ładne myślę sobie, "dawno nie całowane" szepcze cholera. Staram się ją zdusić w zarodku ale znów ma racje. Przyglądam się dalej i już nie jest mi wesoło. Mały biust, cieszę się że w ogóle coś tam mam. Zawsze marzył mi się rozmiar C-D ale nie, ja musiałam dostać B. Wzdycham ciężko, choć to nie jedyny mój problem. Fałdki na brzuchu, i spora pupa oraz nogi. Rany wyglądam jak foka co wyszła z wody albo jakiś waleń. Dobrze, że jak wychodzę z basenu to nikt nie woła po Greenpeace. Zaczynam płakać. "Brzydal, brzydal, paszczur, ochyda" znów i znów ta cholera dokazuje z mściwą radością. Osuwam się na podłogę, chciałabym zniknąć...
Gdy budzę się jest już koło 12. Z kuchni dobiega mnie śpiew współlokatorki, zapewne zaczęła gotować. To jej znak rozpoznawczy podczas tej czynności. Czołgam się do łóżka, tam znajdę ukojenie. Pościel otula mnie szepcząc cudowne słowa. Pościel nie pyta, ona rozumie ból, smutek, rozpacz. Kolejny dzień z cyklu balowałam poprzedniego wieczoru a potem umieram cicho przez cały dzień z rozpaczy. Koło 15 słyszę ciche pukanie do drzwi - Rias śpisz?- słyszę delikatne skrzypnięcie i jestem pewna, że Ana wsadziła głowę by sprawdzić co się dzieje. - I jak? - słyszę drugi głos, to pewnie Bastian albo Sebastian jak kto woli, chłopak mojej współlokatorki. Nie ruszam się, dalej udaję, że śpię."Idźcie sobie, no kysz, won!" krzyczy wręcz podświadomość gotowa na kolejną rundę zadawania ciosów mojej osobie - Chyba nadal śpi, najwyraźniej znów ją wzięło - słyszę i drzwi się zamykają. Dolatują do mnie jeszcze ciche szepty ale już nie rozumiem ich. Zapadam się w ciemność. Ogarnął mnie znów błogi sen.
Zrywa mnie łomotanie do drzwi, jest 20. Cholera znów cały dzień poszedł w łeb bo nie radzę sobie z myślami po większym piciu. - Co jest? - krzyczę. Do pokoju jak burza wpadają znajomi.
- Koniec leżakowania, pora imprezowania! - Mika i Lena ciągną mnie z łózka. Ich kolorowe włosy zasłaniają mi wszystko wokół. Wyglądają niczym malowane ptaki z dodatkiem brokatu. Ana patrzy z politowaniem po czym bierze sprawy w swoje ręce. - Dobra koniec, wynocha sio! Ja ją ogarnę a wy zajmijcie się szukaniem lokalu na dzisiaj - powiedziała mrugając do mnie porozumiewawczo. Ona wie, już nie pyta, rozumie i szanuje, że tak mam. Kiedy wszyscy wyszli patrzy mi w oczy a potem przytula, a ja ryczę jak dziecko. Pękłam i to bardzo. Było mi to potrzebne, żadnego gadania tylko zwykły tulas i łzy. - No ciii, choć pójdziemy, ale dzisiaj już nie pijesz - stara się mnie pocieszyć, choć wiem, że też stoi na straży. Kiwam grzecznie głową po czym puszczam ją i podchodzę do szafy i przeglądam jej zawartość. Wybieram czarne spodnie, złotą bluzkę z niedużym dekoltem, kolczyki srebrne koła, moje ulubione. Nie krępuję się przebierać gdy Ana patrzy, w końcu nie jedno razem piłyśmy i już nie raz podnosiłyśmy siebie nawzajem z różnych sytuacji, o przebieraniu nie wspomnę. Wbiegam do łazienki, szybki makijaż i jestem gotowa. Wychodzimy jak zawsze całą paczką, ja Ana, Bastian, Mika, Lena, Greg i Lukas. Trzy pary i ja samotniczka. Jednak dzisiaj miało być inaczej. Coś mi mówiło, że nie zapomnę na długo tego wieczoru. To jak się dostałam do klubu całkowicie nie pamiętam. Jedyne co sobie przypominam z tego wieczoru to jego brązowe oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz